UWAGA!!! Ta strona funkcjonuję jako archiwum - pod tym linkiem znajduję się nowy adres bloga. Zapraszam!

Tajemnicze Porwanie sprzed 40 lat

mati212 2017-08-29 historia

Artykuł został przeze mnie napisany, jako odskocznia od standardowej treści bloga i próba urozmaicenia jego zawartości. Możliwe, że w przyszłości pojawi się wiecej, tego typu artykułów.

----------------------------------

Czy da się wejść na pokład samolotu z bombą, porwać go, a następnie wyskoczyć z niego z okupem? Przykład Dana Coopera mówi jasno: Jak najbardziej tak! Poznajcie historię, najbardziej tajemniczego porwania samolotu w historii Stanów Zjednoczonych.

24 Listopada 1971 roku. Na pokład Boeninga 727, lecącego z Portland do Seattle, wsiada wysoki, ciemnoskóry mężczyzna. Nie zwraca na siebie większej uwagi. Jest ubrany niezwykle elegancko, w ciemny garnitur, starannie wyprasowaną białą koszulę i czarny płaszcz. Na butach nosi mokasyny, a w dłoni trzyma walizkę.

Chwilę po starcie, Dan Cooper (nazywany też D.B Cooperem), daję kartkę stewardessie Florence Schaffner. Ta ignoruję go, chowając kartkę do kieszeni. Nie pierwszy facet, który próbuję ją poderwać.

Rzadko się jednak zdarza, aby niedoszły kochanek powiedział: „Powinna pani lepiej przyjrzeć się tej notatce. Mam bombę”. Właściwie nigdy, aby zamiast numeru telefonu, znajdowała się tam informacja takiej treści: „W walizce mam bombę. Użyję jej jeśli będzie to konieczne. Chce żebyś usiadła obok mnie. Zostaliście porwani.”.

Natychmiast powiadomiono policję i FBI. Porywacz zażądał 200 000 dolarów, w używanych dwudziestodolarówkach i czterech spadochronów. Nie było długich negocjacji. Prezes Nortwest Airlines (Donald Nyrop) nie zamierzał stracić samolotu ani – tym bardziej – pasażerów. Teraz i w przyszłości.

Rozpoczęto gromadzenie okupu. Pierwotnie planowano użyć spadochronów wojskowych, z pobliskiej bazy sił powietrznych, jednak Cooper zażądał ich cywilnych odpowiedników. Po długich poszukiwaniach, znaleziono je w pobliskiej szkole spadochroniarskiej.

O 17:24 przekazano informację o zebraniu całego okupu. O 17:39, koła samolotu dotknęły płyty lotniska Seattle – Tacoma. Samolot podkołował na sam skraj lotniska, a pilot przyciemnił światła w kabinie. Miało to utrudnić strzelanie snajperom.

Tak jak obiecał, Cooper wypuścił wszystkich pasażerów i część załogi, kiedy tylko otrzymał okup. Na pokładzie pozostały zaledwie cztery osoby: Cooper, Tina Muclow (stewardessa), Bob Rataczak (pierwszy oficer), Wiliam Scott (pilot) i H.E Anderson (mechanik).

samolot z otwartymi drzwiami ogonowymi

Po zatankowaniu, o 19:40, samolot rozpoczął lot do Meksyku. Cooper jednak nigdy tam nie dotarł. „Czy możemy coś dla ciebie zrobić?” zapytał Wiliam Scott, kiedy zauważył, że Cooper otwiera drzwi ogonowe. Odpowiedź była krótka, ale treściwa: „Nie”. A potem wyskoczył.

Poszukiwania

Niedługo potem, rozpoczęła się jedna z największych akcji poszukiwawczych, w tej części USA. W końcówce 1971 r. i na początku 1972 r., przeszukano 73 km2 terenu, w poszukiwania poza FBI, zaangażowała się tez policja i ok. 200 żołnierzy z fortu Lewis. Niestety, w ciągu kilku miesięcy poszukiwań, nie znaleziono żadnych śladów mogących pomóc w ujęciu porywacza. Wyglądało na to, że rozpłynął się w powietrzu...

Jednak jednego śledczy, są więcej niż pewni: Dan Cooper działał w pojedynkę. Biorąc pod uwagę fakt, że wyskakując z rozpędzonego (320km/h) samolotu, na dosyć wysokim (ok. 3000m) pułapie, zmiennym wietrze, i przy ulewnym deszczu, w dodatku w nocy, nie mógł wiedzieć gdzie wyląduję. Co za tym idzie, nikt nie mógł na niego czekać i pomóc mu w ucieczce.

Dalsze Śledztwo

Pomimo braku jakichkolwiek śladów, raport FBI mówi jasno: Cooper jest, był i będzie trupem. Nawet najlepsi spadochroniarze mieliby problem z wykonaniem takiego skoku. A nawet jeśli porywacz zaliczał, się do tej grupy, mógłby nie przeżyć spotkania z generałem Mrozem – bowiem, termometry w tę noc, wskazały dwadzieścia stopni – na minusie.

Śledztwo jednak nadal trwało. Jak wspomniałem wcześniej, nikt nie wierzył w to, że Cooper mógł nadal żyć, ale FBI chciało a) Ustalić jego tożsamość b) Odzyskać zaginione pieniądze. Żadnego założenia nie udało się zrealizować. No, a przynajmniej nie w całości.

Po lądowaniu w Reno, śledczy zabezpieczyli cały samolot, szukając śladów porywacza. Ten jednak, pozostawił po sobie tylko dwa spadochrony i krawat ze spinką.

Co ciekawe, w 2007 roku, FBI zorientowało się, że przez przypadek porywacz otrzymał spadochron zapasowy służący jedynie do demonstracji podczas szkoleń, a co za tym idzie – niesprawny. Co jeszcze ciekawsze, to właśnie tego spadochronu nie znaleziono w Reno. Czyżby więc nasz bohater zginął, zanim zdążył całkowicie zamarznąć?

Wracając jednak, na podstawię materiału genetycznego zebranego z krawata wytypowano ok. 20 „Cooperów”. Niestety dowody wobec żadnego nie okazały się wystarczające.

W FBI nie pracują amatorzy. Przed przekazaniem pieniędzy, dokładnie zeskanowali numery seryjne 10 000 banknotów. Potem przesłali je szeregowi instytucji i banków, po latach wprowadzono nawet nagrodę za jakąkolwiek informację na ten temat. Była dosyć kusząca – 1000 dolarów za jeden banknot dwudziestodolarowy.
Dla ułatwienia dalszych poszukiwań wszystkie banknoty pochodziły z 1969 r., co oznaczało, że zaczynają się na L. Pomimo tych działań, większości pieniędzy nie znaleziono do dziś.

Jedyny ślad w ich sprawie prowadzi nas 8 km od Vancouver, nad rzekę Kolumbia. To tam, 10 lutego 1980 r., ośmioletni wówczas Brian Ingram, odnalazł część łupu. Banknoty były już mocno podniszczone, ale nadal spięte gumowymi taśmami. Według ekspertów jest to dowód na to, że pojawiły się tam zaledwie kilka lat wcześniej, gdyż taśmy szybko niszczeją i nie mogłyby zbyt długo utrzymywać banknotów.
Po porównaniu numerów seryjnych, potwierdzono, że pieniądze są częścią okupu. Raczej niewielką – było to tylko 5880 dolarów.

Wygląda na to, że już nigdy nie odkryjemy co stało się z Cooperem – a sprawa przejdzie do historii, jako wielka porażka FBI.

Podziel się: